Stephen King – „Marzenia i koszmary” (“Nightmares and dreamscapes”)

330133-352x500To było moje pierwsze spotkanie z prozą King’a. Dość nietypowo zaczęte – mistrz grozy, masa dobrych książek na koncie, a ja biorę się za jeden ze zbiorów opowiadań. A jak wiadomo takie zbiory charakteryzują się często nierównym poziomem. Jednak dla mnie, co innego miało znaczenie (poza tym, że miałem akurat tę książkę u siebie).

Nie jestem fanem horrorów, nie lubię ich oglądać, jednak czytać je jestem w stanie. Jakoś moja własna wyobraźnia wystarcza, nie potrzebuje dodatkowego wzmocnienia obrazem i dźwiękiem. Opowiadania mają to do siebie, że szybciej się kończą od powieści, więc napięcie podczas czytania trwa krócej. To dla mnie plus (Choć tak strasznie przez cały czas nie było 😉 ). Ale co można znaleźć w tym zbiorku?

Książkę tę tworzą 23 opowiadania, jeden wiersz oraz noty od autora. Bardzo lubię, gdy autor pisze coś o swoich utworach – jak powstawały, skąd pomysł, co o nich sądzi, czasem o co w nich chodzi. Pozwala to rozszerzyć swą wiedzę o parę ciekawostek, a ludzie, z reguły, lubią ciekawostki. Ja szczególnie. Pozwala to także na zajrzenie do wnętrza pisarza, na lepsze jego poznanie, a tym samym na stworzenie silniejszej więzi autor-czytelnik – twórca przestaje być „anonimem”, bożyszczem, osobą idealną (w końcu napisał taką świetną książkę/ki). A przynajmniej ja tak to widzę (i szukam podobnych cech u siebie).

Rozwodzić się nad każdym opowiadaniem nie ma sensu – zbyt dużo miejsca by to zajęło, lepiej przeczytać i samemu wyrobić zdanie. Mi zaś najbardziej spodobały się opowiadania „Cadillac Dolana”, „Koniec całego bałaganu”, „Gryziszczęka”, „Palec”, „Ludzie Godziny Dziesiątej”, „Dom na Maple Street”, „Sprawa doktora”, „Ostatnia sprawa Umneya” oraz „Pałka niżej!”.

W „Cadillac’u…” główny bohater, Tom Robinson, stara się pomścić swą, zabitą przez mafiosa Dolana, żonę. Robi to w iście ciekawy sposób (w dodatku wykazując się ogromną cierpliwością, precyzją oraz determinacją w drodze do celu). „Koniec całego bałaganu” jest historią o tym jak pewne, na pierwszy rzut oka, genialne pomysły posiadają nieprzewidywalne i drogie w konsekwencje skutki. Choć gdyby genialny brat Howie’go nie zakończył zbyt szybko badań i przeanalizował jeszcze parę innych aspektów, to może cała rzecz nie miałaby miejsca? Problem w tym, że w momencie odkrycia cudownego „leku na ludzkość”, niejedna osoba chciałaby jak najszybciej wprowadzić swoje panaceum-na-całe-zło-tego-świata w obieg. Opowiadanie to bardzo polecam. W „Gryziszczęce” przenosimy się na jedną z amerykańskich pustyń. Sceneria standardowa – akwizytor, stacja benzynowa, burza piaskowa. Główny bohater dostaje w prezencie od właścicieli stacji popsutą gryziszczękę, a następnie zabiera ze sobą w podróż autostopowicza. Jak to się kończy, można się domyślić. W każdym razie, z opowiadania wynika, że taka chodząca szczęka to fajna zabawka. 😉 Kto chciałby zobaczyć walkę człowieka z palcem z umywalki, z teleturniejem w tle, niech przeczyta „Palec”. Jednak odpowiedzi na to dlaczego złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom nie dostanie. Trzeba samemu się nad tym zastanowić. „Ludzie Godziny Dziesiątej” zawiera w sobie elementy Cthulhu. Tytułowi Ludzie Godziny Dziesiątej to palacze, którzy odkrywają, że wiele wysoko postawionych osób nie jest w rzeczywistości ludźmi. Jest to dobry horror, z ruchem oporu przeciw „batmanom” w tle. Przyjemnie się czytało „Dom na Maple Street” – historia o dzieciakach, które odkrywają, że ich dom zmienia się w statek kosmiczny. Dodatkowo powiem, że nie pałają one wielką miłością do swego ojczyma. „Sprawa doktora” – dr Watson w roli głównej. Szybciej od Sherlocka rozwiązuje jedną, jedyną sprawę, którą jest sprawa morderstwa w szczelnie zamkniętym pokoju. W „Ostatniej sprawie Umneya” detektyw Umney spotyka… swego stwórcę. Ciekawy pomysł na opowiadanie – autor postaci fikcyjnej zamienia się z nią na rzeczywistości. Zostaje też skonfrontowany, doskonały na swój sposób, świat fikcji oraz świat rzeczywisty, gdzie trzeba co jakiś czas chodzić na stronę (albo lodówka nie jest zawsze pełna). W książce z opowiadaniami grozy, gdzie na każdym kroku mamy do czynienia z fikcją, znalazł się esej o baseballu. „Pałka niżej!” jest w całości jej poświęcona i King opisuje w niej losy drużyny młodzików ze stanu Maine, która wygrywa ligę stanową. Nie jestem fanem baseballu, nie znam się na zasadach, ale przyjemnie czytało się o zmaganiach dzieciaków na boisku, gdzie wszystko może się zdarzyć, a gra nie jest skażona przez sportowy świat dorosłych (media, pieniądze).

Pewnie sporo czasu minie nim sięgnę po kolejną książkę King’a. Przyczyną nie jest niezadowolenie z jego prozy na podstawie tej jednej książki, lecz masa innych książek posiadanych w „biblioteczce” (głównie klasyka). Czeka mnie owocny (o ile czas pozwoli) okres czytelniczy. 🙂

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.